|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
michaill
Status: Offline
Dni: 6539 (92%)
Postów: 561
Wiek: 113
Częstochowa - Śródmieście
|
Nie 15 Gru 13, 15:04:30 14-15 2013 mój rekordzik :-) |
|
|
Właśnie wróciłem z dwu dniowej wyprawy. Pobiłem swój rekord spania pod chmurką. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się spać w grudniu w samym śpiworze Wiata w Krasiejowie nad czarnym stawem (przesadnie nazwane oczko wodne) zapewniła dach nad głowa. W 2 dni 184km i piękne widoki zimowego lasu.
WSPÓŁCZEŚNI RYCERZE JEŻDŻĄ NA ROWERZE
ON BIKE TILL DEATH |
|
Powrót do góry |
|
marlotnik
Status: Offline
Dni: 3961 (56%)
Postów: 55
Wiek: 30
Częstochowa Raków-Zachód
|
Nie 15 Gru 13, 21:42:28 |
|
|
Ja cały czas jeżdze na rowerku. Jak zacząłem od lipca tego roku poważnie jeżdzić to mnie do tej pory trzyma I jakoś niechce puścić Narazie na liczniku mało bo 1450 km. Do końca grudnia planuje dobić do 2000km ale może mi się nie udać |
|
Powrót do góry |
|
Reklama |
|
Sebiq
Status: Offline
Dni: 5990 (84%)
Postów: 691
Częstochowa - Ostatni Groszek
|
Czw 19 Gru 13, 0:10:02 X Wyprawa Rowerowa: Bałtyk '2013 |
|
|
"Wspaniale, jeśli potrafisz się cieszyć
spokojem godzin wieczornych."
[Wojtek Kurtyka, himalaista]
Spokój
Chmury przelewały się szybciej niż myśli. Podobnie jak one beztrosko, ale zdecydowanie z większą dostojnością. Wiatr od wschodu wiejący przeganiał miliony ziarenek piasku. Co raz morska fala szumnie wytracała się na brzegu plaży. Siedziałem w bezruchu sycąc się tym cudownym połączeniem spokoju chwili z pięknem miejsca.
Wiatraki
Masz ci los - gdy nawet fajnie się skomponowały z horyzontem i chmurami, to musiało być pod światło. No, trudno. Nie mało jest ich w okolicy, więc może jeszcze jakieś złapię w lepszym oświetleniu. Póki co zrobię takie ujęcie. Pstryk. I co? Ech, niewiele widać na małym wyświetlaczu w jaskrawym słońcu. Ocenię wieczorem, w namiocie, ale chyba nie będzie źle.
Z cicha podjechał, zatrzymał się i przypatrywał mi się, gdy kadrowałem grupę współczesnych wiatraków na tym malowniczym kawałku ziemi. Zauważyłem wreszcie jego obecność i spojrzenie, którym spokojnie wyczekiwał dobrego momentu na nawiązanie rozmowy. Po kilku sekundach, w czasie których zajarzyłem, że zatrzymał się nie po to tylko, aby nie wjechać mi w kadr, zapytał wprost:
- Co pan wie na temat tych wiatraków?
- Proszę pana, nie wiem nic - odparłem może nieco na wyrost.
- To opowiem panu trochę. Wysokość tego wiatraka: 80 metrów, długość wirnika: 40 metrów, ta część na górze jest wielkości autobusu i waży 100 ton. Cały wiatrak waży 500 ton. Moc 2,5 MW. W środku wchodzi się na górę po drabinkach.
- Ooo... Ale są jeszcze wyższe?
- Tak, są jeszcze 100-metrowe. Maszty są zmontowane z 4 części, połączone na takie kryzy. 100-metrowe są skręcone z pięciu części.
Chwilę porozmawialiśmy o wiatrakach, o ładnej okolicy, o emigracji mojego rozmówcy na te ziemie z Wielkopolski, a także o jego rowerze z elektrycznym wspomaganiem. Spytałem o przebieg mojej dalszej drogi:
- To teraz, co bym do Wicia dojechał, to muszę tutaj przez Kopań...
- Tak, tędy pan dojedzie do wsi, skręci w lewo i w dół, ale nie do samego końca, tylko za kawałek w prawo, tam pan zobaczy drogę, też taka utwardzona jak tutaj i nią do Palczewic. Tam już się pan spyta jak dalej. Palczewice to taka typowa wieś PGR-owska...
- Odcięta od świata - wtrąciłem.
- Tak, odcięta od świata. Pegieerusy to chyba najbardziej poje**ni ludzie jacy mogą być. Jak zobaczą, że się pan o coś pyta, to albo uciekną do domów, albo zaczną pier**lić głupoty. Powinien pan trafić, tam jest taka droga bliżej jeziora, do Wicia pan dojedzie.
- Chciałem jechać do Wicia tym wałem z płytami nad jeziorem, ale rozkopali teren i lipa - wspomniałem jaki miałem plan.
- Już dwa lata robią te umocnienia na plaży. A wie pan co mnie najbardziej wkurza? A właściwie nie tyle wkurza, co wku*wia. Widziałem już w kilku w miejscach, że ciężkim sprzętem rozjechali te płyty. Przypuszczam, że ten remont skończą, a to tak zostawią.
- To typowe dla Polaków, jedną rzecz zrobią, a drugą zniszczą.
- No, właśnie, typowa polska robota. - zgodził się ze mną rozmówca.
[...]
Odrobina wielkomiejskiej kultury
Zbliżałem się do centrum. Chciałem zobaczyć chociaż kawałek starówki, przejść się po rynku, cyknąć kilka zdjęć. Dla tych widoków skłonny byłem pokonywać kolejne skrzyżowania, wymijać samochody, pieszych i co jeszcze wyminąć trzeba by było. Im bliżej centrum, tym ruch zdecydowanie zwalniał. Zagęszczało się. Z lewej podjechał jakiś rowerzysta i ze średnią manierą zagadnął:
- Skąd jedziemy?
- ...z Częstochowy - odparłem zakładając, że to ja jestem adresatem tego pytania.
- A dokąd jedziemy?
- ...do Kołobrzegu.
- To spory kawałek jeszcze.
- No... - doprawdy zajebisty tok rozmowy. Dwa najbardziej oklepane pytania już padły, czekałem zatem na tendencyjne "czy samemu tak jadę?"...
- Powodzenia! - padło tylko.
- Dzięki.
Jest i rynek. Kur*wa mać! Ile ludzi! Ryneczek na Wałach w godzinach szczytu tego nawet nie oferuje. Jakoś się przecisnąłem między straganami. Targi żywności regionalnej. Nieodzowny produkt - pajda ze smalcem... W tej tłuszczy ciężko ratusz dostrzec, ale jest, góruje mimo wszystko i robi wrażenie. A może by tak piwko wypić pod parasolem? Odżyły na moment wspomnienia z Zamościa, choć na Zwierzyńca tutaj nie miałem co liczyć. Zaczerpnąłem języka. O fuck... za Lecha w (epi)centrum Poznania chcą 10 zeta. Nie, jeszcze mi się z gorąca mózg nie zlasował. Chwilę napatrzyłem się na stare kamieniczki, rzeźby na fontannach i kolorowe tłumy przelewające się między straganami, po czym ruszyłem dalej. Zasadniczo: poza miasto.
Telefonu nikt nie odbiera, pewnie babsko gdzieś łazi, albo tyle ludzi mają? No, nic, pojedziemy - zobaczymy, jak to mówią... Zajeżdżam przed zamknięty na głucho camping i nie mogę uwierzyć w to, co widnieje na tabliczce na bramie: "Camping nieczynny. Najbliższy czynny camping nr 29 w Stęszewie." Jasny ch**! Komedia jak u Barei... Nie mam pojęcia, gdzie jest Stęszew. Dzisiaj prania raczej nie zrobię. Trzeba się wrócić po wodę do mijanej stacji paliwowej, a potem znaleźć jakąś miejscówkę nad jeziorem.
[Niecałą godzinę później.] Miejscówka trafiła się "na wymiar", akurat zmieścił się namiot. Do wody były dwa kroki. Przy rozbieraniu roweru z sakw zauważyłem, że pękła jedna z rurek przedniego bagażnika. Dziś jednak miałem to w dupie. Okoliczności przyrody pozwalały oderwać się od przyziemnych problemów i po prostu cieszyć miejscem. Niebo zaczęło żółcieć, a potem czerwienieć przed zachodem słońca. Wiedziałem, że ten wieczór zostanie w pamięci na długo.
Mylof
Dzwonek odezwał się cicho gdzieś w głębi domu. Po chwili drzwi otworzyły się i tuż przed leśniczym wybiegł wesoły pies, który prawie na mnie skoczył, a którego ja za to prawie uściskałem. Właściciel upomniał psa, aby był mniej wylewny, po czym przywitał się ze mną. Za nocleg na pobliskim polu biwakowym nad malowniczą Brdą leśnictwo liczy sobie całe sześć złotych. Aż miło taką niewielką opłatę uiścić, a potem móc cieszyć się tym miejscem do woli. Nim opuściłem posesję leśniczy spytał mnie na odchodne:
- Samotnik?
- Tak.
I wystarczyło jedno spojrzenie, aby odczuć, że ktoś rozumie chęć takiego właśnie obcowania z przyrodą, otoczeniem, odbierania tych wszystkich wrażeń i cieszenia się przemierzaną drogą po swojemu.
Nad rzeką panował taki spokój, że nawet wiatr nie śmiał się wtrącać. Po dniu rowerowej wędrówki przyjemnie było zamoczyć nogi oraz inne, mniej subtelne części ciała w chłodnej wodzie. Na polance stanął namiot, kolorem tropiku wtopił się w otoczenie. Nieduże ognisko, nad którym piekły się kawałki kiełbasy na patyku. Cichy wieczór otulał urokliwą polankę. Idealny czas na zebranie myśli. Rad byłem, że mogłem być akurat w tym miejscu.
* * *
Minąłem samochód stojący, czy raczej leżący w rowie. Nic poważnego się nie stało. Biorąc poprawkę na styl jazdy kierowców: zupełnie nic. Wypadkiem tym jednak spowodowany był długi korek na pasie przeciwnym do mojego ruchu. Z aut zaczęli wychodzić dosłownie wszyscy, zupełnie jak w jednym z filmów katastroficznych w scenie, w której mieli za chwilę zginąć masowo i wielce widowiskowo. Im dalej, tym większe zaciekawienie z ich strony i chęć zobaczenia czegokolwiek, ale przecież z prawie kilometra to już gówno widać. Gawiedź wylewała się z samochodów na ulicę jak... daruję sobie jednak to porównanie. Stojący z rękami w kieszeni na poboczu gość rzucił w moją stronę:
- Co się tam stało?
- Wypadek był - odrzekłem bez zatrzymywania się.
- Są ranni?
Ku*wa, a jeśli są to co? Pobiegniesz tam z aparatem zdjęcia robić? Bardziej od czarnych dziur w kosmosie martwią mnie te na polskich drogach, co jednak jest niczym w porównaniu do mózgojebliwych nowoprzestrzeni w ludzkich umysłach - mógłbym rzec, ale prawda jest taka, że mam to serdecznie w dupie. Korek się skończył, ponadto zjechałem na boczną drogę. Znikomy ruch uliczny pozwalał na większy kontakt z otoczeniem. Stan nawierzchni zaś ciągle przypominał, że mieszkam w Polsce, mieszkam tu. Tak więc wszystko wróciło na swoje tory. Przed oczami przewijały się co chwilę nowe obrazy. Nóżka zapodawała kolejny kilometr za kilometrem. Powoli urzeczywistniałem zaplanowaną trasę. A słońce tego dnia było piękne!
Kipiel morskiej piany
Znajoma miejscowość. Może nawet ten sam sklep. Piwo z lodówki na drogę i drugie na wieczór. Ostatnie metry asfaltu i już tylko piasek wymieszany z sosnowymi igłami, szyszkami i kawałkami gałązek. Buty wędrują na sakwy. Od teraz będę szedł pieszo, na zmianę pchając i ciągnąc objuczony rower. Za kawałek plaża. Koce, parawany, dzieci bez majtek, jakiś pies, dmuchany materac. Zostawiam to wszystko za sobą i zaczynam podążać za wspomnieniem tej drogi sprzed sześciu lat. Przez ten czas można dostateczne mocno stęsknić się za miejscem i równie silnie zapomnieć o trudach dotarcia tam. Wiatr wzbija fale, a te podmywają pochyły morski brzeg. Od czasu do czasu podmywają też mnie i mój rower. Nisko lecące mewy na moment zaprzestają walki z wiatrem i z niedowierzaniem podpatrują jak istota z ewolucyjnie zagmatwanego gatunku próbuje zaadoptować się w nowym dla niej środowisku. Z niewiadomych powodów i w niewiadomym celu pcha życiowy bagaż pełen klamotów. Ale pajac!
Zmordowałem tak trzy kilometry. Warto było! Plaża pusta wynagrodziła trud wędrówki. Tu i teraz stała się ona moim miejscem we wszechświecie. Tego dnia nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne.
Powrót
Obżarłem się jak knur. Przyznać trzeba, że są na świecie dobrzy ludzie, który nie pozwolą swoim gościom pozostać głodnym. Tych ludzi nie ma zbyt wielu, ale wszystkich mam w pamięci i choć nie raz znikam w niebyt na długo, to jednak wdzięczny im jestem za to, że są. Po prostu.
Ile razy pokonywałem drogę Lututów - Częstochowa to byłoby już trudno zliczyć. W letnim skwarze, w deszczu, z wiatrem albo bez niego, w padającym śniegu lub po ciemku - rozcinając czerń nocnej ciszy... Zawsze z pewną radością, ekscytacją lub - jak teraz - wzruszeniem i satysfakcją, gdy ostatni dzień drogi scalał tę wyprawę w całość. Kilka morskich muszli i garść bursztynu tkwiła w jednej z sakw. Wspomnień zapisanych w obrazach bardzo wiele.
Słońce chowało się za horyzontem, kiedy obwodnicą objeżdżałem Krzepice. Wieczorny chłód częściowo przenikał przez ubranie. Przejechałem przez Kłobuck, potem jeszcze przez 3 pagórki do Częstochowy. Właściwie to miasto, do którego dojechałem prowadzony światłem latarki, mogłoby być tylko kolejnym przystankiem w drodze. Czasem tak sobie o tym marzę: zrobić zdjęcie pod Jasna Górą, przekimać się w parku, zjeść kebaba na dworcu i pojechać dalej. Czyż to nie byłoby dobre?
Te wszystkie chwile, które zapamiętać warto
Na polach nawoływały się żurawie. Wczesny ranek, słońce jeszcze nie zdołało przebić się przez mgły. Nitka drogi wcale nie zamierzała omijać pagórków. Na jednym z nich stojąc, podziwiałem ptasie harce i radowałem uszy ich śpiewem i co raz odbijającym się od ściany lasu echem. Żal było po dłuższej chwili odjeżdżać stamtąd.
Zmięta kartka z pośpiesznie zapisaną listą zakupów. Rower przed marketem. Ciepłe bułeczki, chłodny jogurt, arbuz w promocyjnej cenie. Obezwładniający zapach kurczaka z grilla. Mijana w przejściu dziewczyna z kusząco opiętymi białą bluzką piersiami. Nazwy miasta już nie pamiętam. Obiad pod parasolem. Schabowy wystający poza krawędź talerza. Oczy wygłodniałego psa, w których odbijał się nie smutek i prawda o życiu, ale twoja twarz. Samotny wieczór przy ognisku, kiedy można było o tym wszystkim pomyśleć.
Bezkres pól upstrzony wałkami słomy. Chmura pyłu za kombajnem. Krople potu spływające po twarzy w samo południe. Leśne parkingi i drewniane wiaty. Zimne piwo wypite pod sklepem. Malowniczy skraj lasu z widokiem na łąkę i nadciągające deszczowe chmury. Cisza, której szkoda było skalać głośniejszym poruszaniem się. Dobrze znane wnętrze namiotu, oświetlone blaskiem latarki. Cały dobytek mieszczący się w kilku sakwach. Wieczorny spektakl słońca malującego porozdzierane chmury i przeglądającego się w lustrzanej tafli jeziora, drgającej w rytm ostatnich podmuchów wiatru. Przykrością byłoby tam nie być!
Rosa na porannej trawie, na namiocie, butach i rowerze. Śniadanie w promieniach słońca. Słodkie pączki zjadane na starówkach miast. Zdjęć robienie i do zdjęć pozowanie. Przeglądanie map. Odliczanie dni, kilometrów, a potem już tylko godzin do spotkania z morzem. Majtki i skarpetki schnące na wietrze i w promieniach sierpniowego słońca. Znajoma wąska droga i ostatnie metry przez las. I jest! Uczucie szczęścia z osiągniętego celu. Pusta plaża, szum morza, chłodna bryza. Piasek w oczach, uszach i w dupie. Każda z tych chwil, której nie zapomni się już nigdy.
* * *
Mirabelki dojrzewały w spokoju nadmorskiego powietrza kontrastując wyraźnie z soczystym błękitem popołudniowego nieba. Z poziomu gruntu oko dostrzegało wiele nowych kształtów. Umysł, podobnie jak ciało, osiągnął spokój, a myśli beztrosko przelewały się poza horyzont. Kto mógł wiedzieć, co przyniesie kolejny dzień? Czy miałoby to jakiekolwiek znaczenie? Setki kilometrów, tysiące widoków i miejsc. Z czasem droga staje się celem samym w sobie. Wieczorny spokój nie do kupienia za żadną z cen.
Tych kilka ulotnych chwil, słowami najprostszymi opisanych, na pamiątkę sobie i ku radości czytającym zostawiam. W dniach 15 sierpnia - 1 września, rowerem przemierzywszy 1602 km, po raz któryś tam nad morze zajechałem, a i powrócić szczęśliwie się udało. Była to X Wyprawa Rowerowa: Bałtyk '2013.
Kilka dodatkowych zdjęć zamieszczam poniżej oraz w galerii picasa (jest to samo):
https://picasaweb.google.com/109400963357990957507/XWyprawaRowerowa?authkey=Gv1sRgCP7sxbS8iPe14QE
Dziękuję za uwagę i pozdrawiam!
Sebik
Na zdjęciach poniżej: drewniany kościół w Oleśnie; drewniany kościół w Rożnowie; pola w ok. Komorzna; za Kozą Wielką wjeżdżam z woj. wielkopolskiego w dolnośląskie; park miejski w Sycowie; poranek nad zalewem Stradomia; jeden ze Stawów Milickich; szachulcowy kościół w Miliczu; pałac w Miliczu; zadbany ryneczek w Sułowie; jeden z dwóch szachulcowych kościołów w Sułowie; absolutny hit wyprawy - przejazd przez Biały Kał!; Miejska Górka; ratusz w Krobi.
Na zdjęciach poniżej: fontanna na gostyńskim rynku; pomnik kozy w Dolsku; rowerowy kwietnik na rondzie w Śremie; pałac w Rogalinie; pomnikowe dęby: Lech, Czech i Rus; poznański ratusz; ciekawa fontanna w Poznaniu; na rowerowej drodze przed Szamotułami; Baszta Halszki w Szamotułach; dostojny pałac w Kobylnikach; ratusz na rynku w Obrzycku; czołg T-34 w Czarnkowie; pomnik kronikarza Janka z Czarnkowa; najpiękniejszy turkusowy most nad Notecią; rzeka Noteć; pola trzciny - to już woj. zachodniopomorskie; żaba w namiocie (gościnnie).
Na zdjęciach poniżej: nad jez. Raduń w Wałczu; rynek w Czaplinku; przeddeszczowe chmurki; jedna z uliczek Połczyna Zdroju; miejsce biwakowe na skraju lasu; największy w Polsce głaz narzutowy w Tychowie; rynek w Białogardzie; wiklinowy rower i rowerzysta w Karlinie; droga rowerowa k. Karlina; kościół we Wrzosowie; nad morzem - można? można!; plaża w Sianożętach; zachód słońca.
Na zdjęciach poniżej: plaża; rowerostrada do Kołobrzegu; kołobrzeska latarnia morska; grillowane udziki z Polo Marketu za jedyne 8,88 zł/kg; zachód słońca; molo w Sianożętach; ujście rzeki Czerwonej; widok z latarni morskiej w Gąskach; jez. Jamno; plaża; mikołajek nadmorski; rower też musi odpocząć; kiełbasa pieczona "w dole"; jez. Bukowo; port i latarnia morska w Darłówku; smażona flądra; wiatraki k. Kopania; droga do Palczewic; latarnia morska w Jarosławcu; kutry rybackie; wieczór na plaży.
Na zdjęciach poniżej: deptak w Słupsku; zabytkowy tramwaj; zamek w Słupsku; na szlaku w Dolinie Słupi; rzeka Słupia; jez. Godzież Duże; na jednym z biwaków; poranne mgiełki; jez. Spore; lasy w ok. Parszczenicy; wspaniałe dróżki w Zaborskim Parku Krajobrazowym; jez. Charzykowskie; fota w Małych Swornegaciach; co z nami będzie gdy spotkamy się na zakręcie?; tama na Brdzie w Mylofie; rzeka Brda.
Na zdjęciach poniżej: śródleśne wiaty; szosa w kier. Warlubia; urokliwe jezioro przy drodze; Wisła i Grudziądz; zabytkowe spichrze; grudziądzki rynek; biwak na pustym już campingu; "bączek" i rower przed wymianą pękniętej szprychy; jez. Rudnickie; ruiny zamku w Radzyniu Chełmińskim; rzeka Drwęca; piaszczysta droga przy kopalni; kościół Św. Trójcy w Rypinie; rzeźba w centrum Sierpca; nadwiślańska mielizna.
Na zdjęciach poniżej: ratusz w Płocku; kamienice przy rynku; amfiteatr i molo na Wiśle; zamek w Płocku; urokliwa szosa w ok. Łęk Kościelnych; geometryczny środek Polski w Piątku; drewniany kościół w Tumie; tumska kolegiata; ratusz w Łęczycy; łęczycki rynek; biwak nad Jeziorskiem; cykoria podróżnik jeszcze kwitła; kościół farny w Sieradzu; zabytkowy dworek w Tumidaju; kościół w Lututowie; ostatnie kilometry wyprawy; no i finał.
Statystyki
Dzień 1: Częstochowa - Olesno - Mroczeń - Syców - zalew Stradomia: 159,8 km
Dzień 2: zalew Stradomia - Milicz - Miejska Górka - Gostyń: 142,6 km
Dzień 3: Gostyń - Dolsk - Śrem - Mosina - Poznań - jez. Kierskie: 123,7 km
Dzień 4: jez. Kierskie - Szamotuły - Czarnków - Trzcianka - Wałcz: 117,6 km
Dzień 5: Wałcz - Czaplinek - Połczyn Zdrój - Zaborze: 83,0 km
Dzień 6: Zaborze - Tychowo - Białogard - Karlino - Sianożęty: 89,8 km
Dzień 7: Sianożęty - Kołobrzeg - Sianożęty: 32,9 km
Dzień 8: dzień bez roweru
Dzień 9: Sianożęty - Mielno - Łazy - Dąbkowice: 42,4 km
Dzień 10: Dąbkowice - Darłowo - Kopań - Wicie - Jarosławiec: 47,1 km
Dzień 11: dzień bez roweru
Dzień 12: Jarosławiec - Postomino - Słupsk - Dębnica Kasz. - jez. Godzież Duże: 88,5 km
Dzień 13: jez. Godzież Duże - Tuchomie - Lipnica - Swornegacie - Mylof: 90,9 km
Dzień 14: Mylof - Woziwoda - Tleń - Warlubie - Grudziądz - jez. Rudnickie: 103,3 km
Dzień 15: jez. Rudnickie - Radzyń Chełmiński - Rypin - Sierpc - Brwilno Grn.: 152,5 km
Dzień 16: Brwilno Grn. - Płock - Żychlin - Piątek - Łęczyca - Poddębice - jez. Jeziorsko: 154,0 km
Dzień 17: jez. Jeziorsko - Sieradz - Brzeźnio - Lututów: 77,6 km
Dzień 18: Lututów - Wieluń - Rudniki - Krzepice - Częstochowa: 95,4 km
Łączny dystans: 1602 km.
Kapci: 0.
Inne defekty: zerwana szprycha na gwincie, pęknięta rurka przedniego bagażnika.
Dni deszczowych: 1/2.
Zdjęć zrobionych: 652.
Wydanych pieniążków: 725 zł.
Satysfakcja: 100%.
Ilość wypitego piwa: sorry Jeziu, ale znów nie jestem w stanie policzyć...
"Każdy, kto wykaże zdecydowaną inicjatywę,
może wyrwać się z kieratu codzienności."
Andrzej Zawada, himalaista (1928-2000) |
|
Powrót do góry |
|
voit
Status: Offline
Dni: 4627 (65%)
Postów: 465
Wiek: 50
Częstochowa 1000-lecie
|
Czw 19 Gru 13, 9:14:53 |
|
|
Oj Sebiq, przeniosłem się dziś z rana do wspaniałych miejsc. Dosłownie czułem ciepły wiatr na twarzy, zapach lasu i morza.
DZIĘKI.
|
|
Powrót do góry |
|
helenka
Status: Offline
Dni: 4586 (65%)
Postów: 224
Wiek: 99
Trzech Wieszczy
|
Czw 19 Gru 13, 14:08:56 |
|
|
Wspaniała foto-relacja |
|
Powrót do góry |
|
CSA
Status: Offline
Dni: 5882 (83%)
Postów: 44
Wiek: 42
1000
|
Czw 19 Gru 13, 14:49:48 |
|
|
Cytat: | Mylof
Dzwonek odezwał się cicho gdzieś w głębi domu. Po chwili drzwi otworzyły się i tuż przed leśniczym wybiegł wesoły pies, który prawie na mnie skoczył, a którego ja za to prawie uściskałem. Właściciel upomniał psa, aby był mniej wylewny, po czym przywitał się ze mną. Za nocleg na pobliskim polu biwakowym nad malowniczą Brdą leśnictwo liczy sobie całe sześć złotych. Aż miło taką niewielką opłatę uiścić, a potem móc cieszyć się tym miejscem do woli. Nim opuściłem posesję leśniczy spytał mnie na odchodne:
- Samotnik?
- Tak. |
Bardzo sympatyczny leśniczy i miejscówka.
PS. Czarny labrador ?
Pozdrawiam. |
|
Powrót do góry |
|
jeziu
Status: Offline
Dni: 5287 (74%)
Postów: 251
|
|
Powrót do góry |
|
michaill
Status: Offline
Dni: 6539 (92%)
Postów: 561
Wiek: 113
Częstochowa - Śródmieście
|
Pią 03 Sty 14, 17:24:26 |
|
|
Właśnie wróciłem z dwu dniowej wyprawy nad Turawę. Jeszcze nigdy nie spałem pod namiotem w styczniu W dwa dni wyszło 208km
WSPÓŁCZEŚNI RYCERZE JEŻDŻĄ NA ROWERZE
ON BIKE TILL DEATH |
|
Powrót do góry |
|
michaill
Status: Offline
Dni: 6539 (92%)
Postów: 561
Wiek: 113
Częstochowa - Śródmieście
|
Czw 16 Sty 14, 20:01:55 |
|
|
Ostatnie 10 lat w siodle.
2004- 8,974km
2005- 7,321km
2006- 8,006km (w tym roku otarłem się o śmierć a i tak wynik niezły )
2007- 8,604km
2008- 9,910km
2009- 8,278km
2010- 8,775km
2011- 7,966km
2012- 8,330km
2013- 10, 017km
W sumie 86,181km i końca nie widać
WSPÓŁCZEŚNI RYCERZE JEŻDŻĄ NA ROWERZE
ON BIKE TILL DEATH |
|
Powrót do góry |
|
Faki
Status: Offline
Dni: 5862 (82%)
Postów: 237
Wiek: 60
London, Wembley
|
Pią 17 Sty 14, 22:21:28 |
|
|
---------- 21:20 17.01.2014 ----------
no i ssooo ddddddaaaaaaaalllllllllleeeeeeeeeejjjjjjjjjjj??????????????????????????????????????????????????????????????????
---------- 21:21 ----------
sam nie wiem co dalej???
Na drodze spotykam prawdziwych rowerowych szaleńców, pędzą na złamanie karku i wbrew rozsądkowi aż ciężko ich czasem wyprzedzić...
|
|
Powrót do góry |
|
michaill
Status: Offline
Dni: 6539 (92%)
Postów: 561
Wiek: 113
Częstochowa - Śródmieście
|
Sob 18 Sty 14, 18:26:11 |
|
|
Faki odstaw to co pijesz albo zacznijmy pić to razem
WSPÓŁCZEŚNI RYCERZE JEŻDŻĄ NA ROWERZE
ON BIKE TILL DEATH |
|
Powrót do góry |
|
michaill
Status: Offline
Dni: 6539 (92%)
Postów: 561
Wiek: 113
Częstochowa - Śródmieście
|
Sob 15 Lut 14, 4:24:37 KRAKÓW |
|
|
W ubiegły piątek rano pojechałem do Krakowa po raz 50.
Od Rabsztyna miałem jechać czerwonym pieszym lecz po wjechaniu w las zaczęła się jazda figurowa na lodzie.
Szybki powrót na asfalt i dojazd do Ojcowa. Dalej obrzeża Krakowa i wjazd na czerwony rowerowy w stronę Balic i tu nocleg.
Sobotni poranek do Krzeszowic i dalej przez Olkusz, Zawiercie, Poraj do Częstochowy. W dwa dni 287km.
Po powrocie do domu okazało się że Ojciec jest w stanie krytycznym i zmarł w niedzielę rano. Z tond ta zwłoka z opisem.
Piękna wycieczka zakończona smutnym finałem.
WSPÓŁCZEŚNI RYCERZE JEŻDŻĄ NA ROWERZE
ON BIKE TILL DEATH |
|
Powrót do góry |
|
Faki
Status: Offline
Dni: 5862 (82%)
Postów: 237
Wiek: 60
London, Wembley
|
Pon 17 Lut 14, 10:26:13 |
|
|
Serdeczne wyrazy współczucia Jacku, trzymaj się.
Na drodze spotykam prawdziwych rowerowych szaleńców, pędzą na złamanie karku i wbrew rozsądkowi aż ciężko ich czasem wyprzedzić...
|
|
Powrót do góry |
|
michaill
Status: Offline
Dni: 6539 (92%)
Postów: 561
Wiek: 113
Częstochowa - Śródmieście
|
Wto 24 Cze 14, 18:25:46 |
|
|
Tutaj mogę dłużej opisać moją frustrację związaną z wyprawą.
Umawialiśmy się ze wstajemy rano jemy śniadanie pakujemy rzeczy i o 8-8,15 ruszamy.
Po pierwszej nocy plany poszły w łeb. Ruszaliśmy przeważnie koło 9tej i zaraz w pierwszym sklepie był postój na zakupy na śniadanie. (i oczywiście papierosa)
Po piętnastu minutach postój by to śniadanie zjeść. I gdy ja naiwny widzę że śniadanie dobiega końca zaczynam się szykować do jazdy dostaje opieprz gdzie mi się spieszy jeszcze PAPIEROS. I tak o godzi 11tej mamy przejechane ok 15-20km. I cały dzień podobnie.
Jazda nie przekraczając 20km/h każdego by wkurzyła. Jedziemy z górki można lekko podpedałować i na prostej utrzymać jakieś tępo ale po co skoro można powolutku się stoczyć.
Pieprzenie jakoby liczyły się tylko kilometry jest głupotą z Waszej strony i mam to gdzieś. Po prostu jak mamy coś ustalone to powinniśmy się tego trzymać.
WSPÓŁCZEŚNI RYCERZE JEŻDŻĄ NA ROWERZE
ON BIKE TILL DEATH |
|
Powrót do góry |
|
Faki
Status: Offline
Dni: 5862 (82%)
Postów: 237
Wiek: 60
London, Wembley
|
Wto 24 Cze 14, 20:43:20 |
|
|
Jako przewodniczący rady zakładowej tutejszego zakładu popieram w całej rozciągłości kolegę jacusia zastępcę mojego i skarbnika naszej szanownej organizacji, to mówiłem ja Faki
Na drodze spotykam prawdziwych rowerowych szaleńców, pędzą na złamanie karku i wbrew rozsądkowi aż ciężko ich czasem wyprzedzić...
|
|
Powrót do góry |
|
TeczowaMagia
Status: Offline
Dni: 4622 (65%)
Postów: 486
Wiek: 40
Częstochowa/Strzelce Opolskie
|
Wto 24 Cze 14, 20:56:03 |
|
|
Tu masz trochę racji Michaill - Przyznaję się.
Ale właśnie kilometry się nie liczą - chyba, że się śpieszysz lub chcesz pojeździć.
"..Kręć się..Kręć się.. Kręć się.. tylko nie kręć.."
____ __o
___ `\<¬
__(_)/ (_)____
|
|
Powrót do góry |
|
jurczyk
Status: Offline
Dni: 6442 (91%)
Postów: 1207
Częstochowa Śródmieście
|
Wto 24 Cze 14, 21:43:21 |
|
|
Taka powolna jazda zagraża utrzymaniu równowagi... Wybrałeś się z palaczami . Im kondycję odbierają papieroski ! |
|
Powrót do góry |
|
Poisonek
Status: Offline
Dni: 7003 (99%)
Postów: 3301
Wiek: 49
|
|
Powrót do góry |
|
Faki
Status: Offline
Dni: 5862 (82%)
Postów: 237
Wiek: 60
London, Wembley
|
Pon 07 Lip 14, 22:58:29 |
|
|
No comments............................505/24h..........................No comments
Na drodze spotykam prawdziwych rowerowych szaleńców, pędzą na złamanie karku i wbrew rozsądkowi aż ciężko ich czasem wyprzedzić...
|
|
Powrót do góry |
|
michaill
Status: Offline
Dni: 6539 (92%)
Postów: 561
Wiek: 113
Częstochowa - Śródmieście
|
Nie 24 Sie 14, 12:26:40 Częstochowa- Jantar- Częstochowa |
|
|
Wyprawa nad Morze i z powrotem.
Piękne widoki po drodze, kąpiel w zimnym morzu i noc na plaży.
W 7dni wyszło 1153km
http://www.fotosik.pl/u/michaill/album/1663837
WSPÓŁCZEŚNI RYCERZE JEŻDŻĄ NA ROWERZE
ON BIKE TILL DEATH |
|
Powrót do góry |
|
Poisonek
Status: Offline
Dni: 7003 (99%)
Postów: 3301
Wiek: 49
|
Pon 25 Sie 14, 8:10:37 |
|
|
Średnio po 164 km dziennie z przyczepką. Dobre i tyle... Gratuluję wyprawy Jacku!
Dream Big, Play Hard, LIVESTRONG
|
|
Powrót do góry |
|
Faki
Status: Offline
Dni: 5862 (82%)
Postów: 237
Wiek: 60
London, Wembley
|
Pon 25 Sie 14, 8:42:49 |
|
|
Kolejne rekordy, Jacku uwaga na komentarze lekarzy ) Gratulacje ByQu
Na drodze spotykam prawdziwych rowerowych szaleńców, pędzą na złamanie karku i wbrew rozsądkowi aż ciężko ich czasem wyprzedzić...
|
|
Powrót do góry |
|
ProPhet
Status: Offline
Dni: 5923 (83%)
Postów: 182
Olsztyn k/CZ-wy
|
Pon 25 Sie 14, 20:46:23 |
|
|
Kolejne udane rowerowe wakacje, tym razem Bałkany. Serbia, Bośnia i Hercegovina, Chorwacja, Czarnogóra a po drodze jeszcze Słowacja i Węgry. Odwiedzone wszystkie stolice, ważniejsze miasta i oczywiście parki narodowe. W 14 dni przejechałem 1950 km z czego jakieś 1500 w górach, zaliczone podjazdy z poziomu morza na 1120 m npm, piękne wybrzeże i niesamowite kaniony rzek Piva, Drina i Neretva. Bałkany są przepiękne a ludzie życzliwi i pomocni! Polecam każdemu, różnorodność krajobrazów, inna kultura i wyznanie oraz całkiem przyjazne ceny czynią z tego regionu rewelacyjne miejsce na wakacje, o minusach kiedy indziej
Wyjazd w stylu Lightweight, z hamakiem, karimatą i śpiworem plus trochę ciuchów i te drobiazgi "na wszelki wypadek".
Niestety foty słabe bo z telefonu, jak to ogarnę to dorzucę jakiś album, tym czasem Dubrovnik
|
|
Powrót do góry |
|
michaill
Status: Offline
Dni: 6539 (92%)
Postów: 561
Wiek: 113
Częstochowa - Śródmieście
|
Czw 28 Sie 14, 19:18:52 |
|
|
Pięknie musiało być! Gratulacje za wspaniały pomysł! Oj Łukasz Łukasz widzę że mamy podobne klimaty na samotne wyprawy
Pozdrawiam cieplutko.
WSPÓŁCZEŚNI RYCERZE JEŻDŻĄ NA ROWERZE
ON BIKE TILL DEATH |
|
Powrót do góry |
|
ProPhet
Status: Offline
Dni: 5923 (83%)
Postów: 182
Olsztyn k/CZ-wy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
iCGstation v1.0 Template By Ray © 2003, 2004 iOptional
Kontakt z osoba zarzadzajaca witryna: Speedy
|
|
|
|